niedziela, 29 września 2013

Au naturel- czyli o pierwotnej wersji cieni Sleek.

Czytacie tytuł i nie dowierzacie? :D Autorka działu włosowego pisząca o makijażu? Czasem mała zmiana nie zaszkodzi, poza tym w swojej pierwszej notce wspominałam, że jeśli w mojej kosmetyczce znajdzie się coś godnego uwagi i nie dotyczącego włosów to nie omieszkam o tym wspomnieć, I właśnie ten moment nastąpił.. ;) Jako, że Natalia nie opisywała Wam naturalnej paletki ze Sleek'a (zamówiła bardziej odważne kolory ;) ) ja pochwalę się swoją, skromniejszą, aczkolwiek bardzo zadowalającą mnie samą wersją :>


Sleek Au naturel 601 jak już sama nazwa wskazuje posiada serię cieni w kolorystyce, której przeważają barwy naturalne. Mamy w niej 8 cieni matowych oraz 4 perłowe.







1- nougat - (matowy) beż

2- nubuck - (matowy) jasny szary;
3- cappuccino (matowy)
4- honeycomb- (matowy) miód;
5- toast - (matowy) pomarańczowy;
6- taupe - (perłowy) szampan;
7- conker - (perłowy) miedziany brąz;
8- moss - (perłowy) khaki;
9- bark - (matowy) ciemny brąz;


10- mineral earth - (perłowy) ciemny brąz;

11- regal - (matowy) przybrudzony fiolet;
12- noir - (matowy) czarny.


(ŹRÓDŁO: http://www.ladymakeup.pl/sklep/media/catalog/product/cache/1/image/800x600/9df78eab33525d08d6e5fb8d27136e95/s/l/sleek_-_au_naturel.jpg)



Jako, że to moja pierwsza prawdziwa paletka w życiu (lol :D) trudno jest mi się odnieść z porównaniem do innych cieni. Chciałam się nauczyć makijażu. Także pozostaje ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ĆWICZYĆ (szczególnie blendowanie.. xd). Przy nabieraniu wydają się być takiej.. Kremowej/jedwabistej konsystencji. Jeśli chodzi o pigmentację... Tu też nie narzekam. Jedno delikatne pociągnięcie pędzelka pozwala pokryć ładnie całą powiekę kolorem ;). Mam nadzieję, że dojdę do wprawy ćwicząc na tej paletce, bo malowanie takimi cieniami to prawdziwa przyjemność... ;)

(litości za rozcieranie! xD)

czwartek, 26 września 2013

Wibo - Candy Pastel TREND

Mamy już jesień dlatego czas przerzucić się z neonów na bardziej neutralne kolorki. Nie żebym używała lakierów do paznokci sezonowo, ale pory roku po prostu wpędzają człowieka w różne nastroje akurat pasujące do pogody za oknem. Akurat w momencie kiedy miałam malować paznokcie miałam parszywy humor, dlatego też mój wybór padł na lakier Wibo - Candy Pastel TREND, czyli zielony, pastelowy odcień.



Kupiłam go rok temu i od tego czasu ani razu nie widziałam potem w Rossmanie, więc nie wiem czy można go jeszcze gdzieś kupić czy nie.


Lakier jest naprawdę bardzo dobry, nie mam do niego żadnych zastrzeżeń. Kryje w dwóch warstwach, schnie również szybko, do godziny. Na dodatek ma cudny płaski pędzelek i odpowiednią konsystencję co równa się pięknym mani bez zalania skórek. Skoro nawet ja pomalowałam paznokcie bez żadnych poprawek to myślę, że każda zrobi to samo a nawet lepiej tym lakierem. Za plus uważam również trwałość - dopiero czwartego dnia lakier zaczął odpadać, wcześniej nie działo się z nim kompletnie nic.



Widzicie go z dodatkiem czarnych trójkątów, które zrobiłam metodą taśmową, czyli po prostu pomalowałam taśmę klejącą na czarno, a kiedy wyschła wycięłam trójkąty i przykleiłam je na paznokcie. Na koniec top do utrwalenia i gotowe (mój rozmazał trochę wzorki) Myślę, że to fajny sposób na ozdobienie paznokci, choć też nie twierdzę, że mi to wyszło jakoś rewelacyjnie. No i zrobiłam coś źle bo w niektórych trójkątach czarny lakier odpadał i musiałam je poprawiać co widać na zdjęciach. 


 

No to tyle na temat lakieru. Korzystając z okazji pragnę też poinformować iż wraz z rozpoczęciem zła jakim jest rok akademicki, będę troszkę mniej aktywna na Waszych blogach, a jeśli zupełnie ślad po mnie zaginie będzie to oznaczać iż umarłam przywalona przez tonę książek do przeczytania co jest bardzo prawdopodobne gdyż rzekomo mam studiować filologię polską ;p So wish me luck.

poniedziałek, 23 września 2013

Pa,pa ese śmiecioBox

Widząc posty znanych blogerek od razu chwyciłam za portfel i zamówiłam Paese Box.
Niestety będąc mniej znana, dostałam same resztki których nie wypadało dać tym znanym...

Rozentuzjazmowana otworzyłam pudełko i mina zmieniła się o 100 stopni...

1.Lakier pękający, rzecz której nie cierpię! Do tego biały ;/ Kompletnie nie dla mnie!
Widziałam u blogerek prześliczne czerwone i różowe lakiery które mnie bardzo skusiły...
Jednak one były przeznaczone nie dla takich szarych myszy, lecz dla "grubych ryb" które przyniosły im zyski, bo dzięki temu że dostały świetne pudełka warte ok 100 zł każdy głupi taki jak ja zamawiał...
2.Rozwalony na części pierwsze cień... Ładny czarny, używałabym go i jestem przekonana że gdyby nie jego stan schwaliłabym mimo wszystko mój PaeseBox. Myślę, że to nie wina kuriera bo wszystko było poowijane folią bombelkową... Czuje, że to był łatwy sposób na pozbycie się, zepsutego przez pracownika pakującego niewygodnego dowodu zbrodni.


3.Fioletowa pomadka w płynie... Gdyby nie to że to nie mój kolor, byłoby git... ;/
4.Róż o kolorku brzoskwini, tonący w kolorze mojej twarzy, a więc do końca przyszłej wiosny nieużyteczny dla mnie :(

i ostatnia rzecz
5. Całkiem spoko fioletowa kredka

Mój box wygląda tak:
Postanowiłam sprzedać te rzeczy zostawiam tylko kredkę i róż bo już go użyłam trochę...



A czy Wy zdecydowałyście się na PAESE BOXa i tak jak ja się rozczarowałyście czy przeciwnie ???

Sprostowanie pisane kilka tygodni później:
Po zgłoszeniu tego na FP dostałam maila do Pani, która kazała odesłać mi cień i pozwoliła wybrać sobie jaki chce. Dostałam go po kilku dniach, a więc firma zachowała się na prawdę jak należy!
Sprostowanie pisane w grudniu: Przed świętami dostałam zagubiony list od Paese a w nim identyczny czarny cień jaki im odesłałam ale tym razem cały.
Zyskałam więc jeszcze cień gratis :)
A firma jednak okazała się uczciwa! 

sobota, 21 września 2013

Scandic Line - Organic Banana Mask



Przepraszam za małe zamieszanie tydzień temu, ale intensywny tryb życia czasami uniemożliwia regularność wstawiania notek ;)
Dzisiaj przychodzę z małą recenzją maski organicznej Scandic Line.





Dorwałam ją u swojej koleżanki w domu i oczywiście musiałam wziąć odlewkę … Parę dni później otrzymałam pełnowymiarowe opakowanie ;)
Zawsze przy użyciu produktów mam w głowie: „Ola, rób zdjęcia na bloga” no i co? Miałam zrobić fotkę tego jak wyglądały moje włosy „przed” i „po” a w końcu otrzymacie tylko zdjęcie opakowania maseczki i wyglądu moich włosów „PO”. Przepraszam i obiecuję poprawę xD
Zacznę od tego, co skłoniło mnie do użycia maski. Ostatnio moje zazwyczaj błyszczące i elastyczne włosy stały się przesuszone i matowe. Winą obarczałam mój brak czasu i intensywny tryb życia (praca, dom, sen, praca, dom …) no ale byłam zła, bo emolientowe odżywki z olejkami nie pomagały, aż w końcu stwierdziłam, że moje włosy są takie po tej nieszczęsnej hennie (o niej za chwilę…). No i przypomniałam sobie o tej masce, której odlewka na dwa użycia czekała sobie spokojnie w mojej szafce. No i po użyciu przyszły wnioski.. Ciągle emolienty, a protein było brak J. Umyłam głowę dwa razy oczyszczającym szamponem (z SLS) i nałożyłam maskę. Jak na maskę jest dość wodnistej konsystencji o mlecznym zabarwieniu i przyjemnym bananowym zapachu J, na to foliowy czepek i fru na pół godziny pod turban.  A, oczywiście nie wspomniałam, że oczywiście jak to ja dodałam kilka kropel olejków jeszcze do tego ;)




Jak po wysuszeniu?
Moja osobista ulga, bo włosy odzyskały dawny wygląd. Maska odżywiła, nadała blasku, wygładziła wieczną zmorę- baby hair i poprawiła ogólny look. Także sytuacja kryzysowa zażegnana! Brakowało nam protein, a ostatnio moja pielęgnacja była dość zasobna  w emolienty, o tych pierwszych jakoś zapomniałam.. ;)
Tutaj można zobaczyć jak włosy wyglądają po zastosowaniu maski. Zdaję sobie sprawę, że większości to nic nie da i przydałoby się zdjęcie ‘przed’, ale jak już mówiłam, następnym razem poprawię się, a tymczasem musicie mi wierzyć na słowo: miałam włosy bardziej matowe i przesuszone..




Wspominałam powrócić do tematu henny. Właśnie. Mój zachwyt po użyciu tego naturalnego ‘cuda’ ostygł po 3 myciach głowy, kiedy to mój kolor się zmył... Jestem zawiedziona, bo kolor był po prostu cudowny, a zszedł tak naprawdę po 1,5 tyg… Teraz będę czekać, aż wszystko „czego nie widać” zejdzie i będę mogła sobie nałożyć normalną farbę u fryzjera. Stwierdziłam ostatnio „Chrzanić naturalność kiedy kolor nie chce mi się utrzymać na głowie dłużej niż na 3 tygodnie!”. Tyle ludzi farbuje to ja mam nie farbować? :P Także, poczekam gdzieś do wiosny i lecimy z farbą! ;))

środa, 18 września 2013

kolorowe kredki

Witajcie,
ostatnio zauważyłam że jesteście spragnieni postów o paznokciach a o urodzie i kosmetykach już nie...
Widząc po ilości komentarzy chce mi się narzekać itd ;p
Chciałabym w takim razie zapytać o to jakie posty czytacie najchętniej z dziedziny makeupomanii ???

Czekam na odpowiedzi poniżej a ja dziś opowiem Wam o moim genialnym odkryciu kredkowym.
Od jakiegoś czasu kolekcjonuje kolorowe kredki do oczu. Znalazłam moje ideały, które są mega tanie i dobre!

Zmieniłam kolor włosów i obcięcie a dziś pokaże wam moją kolekcję kredek do oczu i opowiem jakie cuda można z nimi zrobić na oku ;)


Mam obecnie 8 kredek Up GIRL, 2 podwójne z ORIFLAME, i po jednej z: SEPHORY, MARIZY, REVLONU, JANE IREDALE,oraz QUIZU. A także wiele, wiele innych słabszych o których nie będę pisać xD


 A tu kilka moich kredkowych propozycji:






A teraz jeszcze raz pytanie jakie posty czytacie najchętniej z dziedziny makeupomanii ???

sobota, 14 września 2013

Lovely - Gloss Like Gel

Wszystkie włosomaniaczki przepraszamy, ale nowa notka Oli ukaże się w następną sobotę. Zamiast tego znowu kocie biadolenie ;p Powitajcie lakier
......
....
...

 

Lakier Lovely Gloss Like Gel numer 133 zakupiłam w maju, jak widać wszystko musi się u mnie wyczekać żeby mieć swoją premierę. Zdążyłam go użyć dwa razy. Raz z nieudanym wzorkiem, o którym żal jest mówić, drugi raz widzicie na zdjęciach.


 (nie wart, że krzywe paznokcie to jeszcze krzywo pomalowane.....)

Jego kolorek mnie na początku zachwycił, później jakoś przeszła mi na niego ochota. Nie wiem czemu. Sam lakier jest okej. Potrzebujemy dwóch warstw do pełnego krycia, które schną tak do godziny bez żadnych przyśpieszaczy. Podoba mi się pędzelek i konsystencja lakieru, nie ma żadnych powodzi na skórki ani nic. Możemy też zauważyć piękny połysk jeśli ktoś lubi błyszczące paznokcie. Za to nie podoba mi się, że lakier bąbluje i to okropnie. Za pierwszym razem nie było widać aż tak bardzo tego, ale teraz to po prostu masakra, kropka na kropce.... Ten efekt tak bardzo mnie zniesmaczył, że nie mogłam patrzeć na moje paznokcie i po trzecim dniu zmyłam lakier. Bo gdyby nie to, to lakier naprawdę długo trzymałby mi się na paznokciach. Przez te trzy dni nie zauważyłam żadnego wielkiego ubytku, trochę starte końcówki.

 
 Plantacja niechcianych kropeczek zupełnie jak na mojej twarzy....... 

 

Na koniec, korzystając z okazji, znowu się Wam pochwalę ;p Jakimś cudem udało mi się wygrać rozdanie u Ewlyn (serdecznie polecam jej bloga jak ktoś jeszcze nie zna ;p ) .Otrzymałam te oto śliczności i obiecuję, że lakiery pokaże Wam na blogu pewnego pięknego dnia ;)


To tyle ;p Do następnej notki.

czwartek, 12 września 2013

Lody od Essence dla ochłody

W wakacje stałam się posiadaczką moich pierwszych lakierów firmy Essence. Myślę, że zdobywanie kolejnych przyjdzie mi o wiele łatwiej ;)


Jak widzicie na zdjęciu, są to:
topper Essence Color & Go nr 103 czyli Space Queen
Essence Me & My Ice Cream (głupszej nazwy wymyśleć nie można było??) numerek 4 czyli Icylicious


(Pozostałe zdjęcia trochę kiepskiej jakości, niestety ciężo było zrobić dobre zdjęcie temu lakierowi)



Brokacik jest cudowny. Trochę gęsty wprawdzie, ale posiada w sobie dużo brokatu i przy malowaniu nie musimy się martwić, że będziemy musieli nakładać tysiąc warstw bo jedna całkowicie wystarczy.


Jego kolega niestety już cudownością nie grzeszy, choć patrząc na ten przepiękny lekko brzoskwiniowy kolor chciałoby się żeby był to lakier idealny. Samo malowanie jest okej. Dwie średnie warstwy i nie ma żadnych prześwitów. Co do schnięcia to całkowite zachodzi po jakiejś godzinie z użyciem przyśpieszacza w moim przypadku Essie Good To Go. Sama trwałość nie zachwyca. Zdjęcia pokazują moje paznokcie po dwóch dniach noszenia tego połączenia. Lakier po prostu odpadał, a następnego dnia mogłam go oderwać z paznokcia w całości..... Masakra do potęgi nieskończoności.




Podsumowując: brokacik jest świetny i będę go używać na pewno bardzo często, za to moja rozbielona brzoskwinia musi poczekać aż wpadnie mi do głowy jakiś wzorek i tam będzie mi służyć, bo raczej solo to się na nią więcej nie skuszę....

Maciej Kot jest zawiedziony zachowaniem lakieru. Też chciał mieć brzoskwiniowe pazurki.....


wtorek, 10 września 2013

Jak śliwka w kompot :) Fioletowe maki ;)

Hej!
Nie mam pomysłu na post, więc postanowiłam się zainspirować makijażem w moim ulubionym kolorze ;)
Czyli tak jak w temacie, dziś nie zrobię tutorialu, ale opowiem Wam jak go zrobiłam.
Specjalnie zrobiłam super łatwy, żeby każda zielonooka ślicznotka i ta czująca się tak mniej śliczna od tej pory taka była ;)
Kosmetyki na prawdę nie gryzą ! Ewentualnie mogą uczulić xD

 Co Wy na coś takiego ? Chcecie wiedzieć jak go zrobić ?
NIC PROSTRZEGO !

 Na tym zdjęciu widać makijaż bardziej dokładnie ;) Ten makijaż fajnie powiększa oczy, a zielonookie już nie przejdą niezauważone ! Bo fiolet uwydatni Waszą tęczówkę ;)
Jak go zrobić???
 Potrzebujemy 2 cieni, 2 kredek i tusza do rzęs oraz srebrnego lub białego brokatu lub pigmentu :)


Tak więc ja wzięłam 2 cienie INGLOT jeden śliwkowy a 2gi kość słoniowa. Ruchomą powiekę pomalowałam śliwką, a potem zrobiłam banana(załamanie oka) kością słoniową. Również wewnętrzny kącik potraktowałam tą "kością" aż do rozpoczęcia się gęstszych rzęs. TO BARDZO FAJNIE POWIĘKSZA OKO. Następnie zrobiłam czarną kreskę i lekko u dołu przeciągnęłam ale tylko do 1/3 oka licząc od zewnątrz. Wzięłam również kredkę ecru i na dole pojechałam od wewnętrznego kącika aż do tego czarnego. Pomiędzy czarnym a bielą malujemy fioletowym cieniem (miejsce gdzie zaczynają się gęstsze rzęsy). Potem wzięłam brokatowego cienia SEPHORA i machnęłam go trochę w wewnętrznym kąciku oka. Wytuszowałam rzęsy, zakorektorowałam niedoskonałości i włala !!!

Moje pytanie na koniec: Wolicie TUTORIALE czy może być tak ???

niedziela, 8 września 2013

Mój oleisty ulubieniec :D



A jest nim olej arganowy. Nie dziwne, że jeden z droższych, jego właściwości pokrywają się zupełnie z jego ceną..
Przywitajcie się z mym ulubieńcem :D





Na temat jego pochodzenia nie będę się rozwodzić, bo wystarczy sobie wpisać odpowiednią frazę w Google i otrzymać bardziej szczegółowe i dokładne informacje niż ode mnie ;).
Bardziej wolę się tutaj ‘rozwlec’ na temat jego właściwości i do czego ten olej stosuję.
Olej arganowy jest bogaty w  antyoksydanty (czyli działa przeciwstarzeniowo na skórę), nienasycone kwasy tłuszczowe (80%)- omega – 6 i omega – 9, coś co nasza skóra, włosy i paznokcie lubią najbardziej ;)
Jest idealny jako dodatek do naszego kremu na noc. Ja dodaje sobie zawsze kilka kropel i taką mieszankę kładę na twarz. Pod oczy daję sam olejek, pięknie nawilża i odżywia tę okolicę, a też działa anty-zmarszczkowo. Między innymi też dzięki niemu udało mi się w końcu nawilżyć moje wiecznie suche policzki, które po demakijażu zawsze robiły się boleśnie ściągnięte.
To samo możemy zrobić w przypadku problemów z suchymi skórkami wokół paznokci jak i samymi paznokciami. Jeśli są suche i łamliwe warto zacząć regularnie nacierać płytkę paznokcia i skórki wokół niego olejkiem arganowym, a po jakimś czasie regularnego stosowania paznokcie na pewno odwdzięczą się nowym wyglądem ;).
A teraz przejdźmy do włosów :D
Chyba nie muszę nikomu przypominać, że jest to mój najulubieńszy  ulubieniec ( … nigdy nie byłam dobra z polskiego), który króluje w mieszance podczas olejowania moich kłaczków :>. Kiedy dodaję kilka kropel o. arganowego do olejowania, po umyciu czuję różnicę między olejowaniem ‘z nim’ i ‘bez niego’. Moje włosy zdecydowanie lubią ten olej.
Do zabezpieczania końcówek też jest rewelacyjny (kurczę.. a do czego nie jest? :D) jedna kropelka roztarta w dłoniach i nałożona na końcówki włosów ładnie nabłyszcza i zabezpiecza przed ich uszkodzeniami.

A teraz przejdźmy do minusów.. A w zasadzie jednego :D specjalnie na początku wymieniłam dobre strony olejku, żeby pokazać że ta wada w świetle jego wszystkich atutów jest tak naprawdę niewielka. A mianowicie jest nią cena. Jako jeden z lepszych olei jest niestety dość drogi. Ja za 15 ml olejku zapłaciłam około 20 zł, ale absolutnie mnie to nie odstrasza. Tak polubiłam ten produkt, że na stałe zamieszka w mojej kosmetyczce ;)

piątek, 6 września 2013

Jak zakończyło się poszukiwanie idealnej bieli : P (+wzorek)

Co jak co, ale każda z nas szuka jakiejś idealnej bieli. Jedne chcą mieć idealnie białe zęby, inne marzą o proszku do prania, który zachowa idealną biel naszych ciuchów (moja mama xD) , a jeszcze ktoś inny, czyli ja, poszukuje idealnej bieli na paznokciach.
Mój romans z lakierem Manhatannu (o którym pisałam tutaj ) okazał się być nieudany, dlatego musiałam rozejrzeć się po sklepach i zdobyć bielasa w pełni spełniającego moje oczekiwania. Czy go znalazłam? TAK <3 
 
Lakier Golden Rose z serii Fantastic Color to zdecydowanie bieluch moich marzeń. Po pierwsze, kryje już po pierwszej warstwie o ile jest ona gruba. Ja użyłam dwóch średnich. Na dodatek nie występują przy nim żadne niespodzianki takie jak bąble czy brzydkie kropki nie wiadomo skąd. Schnie również przyzwoicie: moje dwie warstwy schły około godziny z tym, że na drugą nałożyłam jeszcze Essie Good To Go. Myślę, że bez przyśpieszacza ten czas przedłużyłby się do drugiej godziny, czyli źle nie jest.

A teraz czas na najlepsze ;p Trwałość. Za każdym użyciem, Golden Rose Fantastic Color przetrwał u mnie 5 dni z jedynie obtartymi końcówkami. Jak na mój tryb życia jest to sukces ;p

Nie mam zdjęć samego białego lakieru na paznokciach, gdyż na tą notkę przygotowałam na nim wzorek. Taki dziwny bohomaz, o którym myślałam już dawno, jednak potrzebowałam do jego wykonania mojej idealnej bieli!



Potrzebowałam do niego oprócz GR:
- czarnego lakieru Miss Sporty Lasting Color
- miętowego lakieru Mariza be chic! - recenzja tutaj
- rozbielonej brzoskwini Essence z limitki Me & My Ice Cream, o której napiszę w następnej notce
- pędzelków od zużytych eyelinerów, którymi wykonywałam wzorki.

 




Na paznokciach jednej ręki były też żółte kropeczki, ale stwierdziłam, że to nie pasuje i na drugiej już ich nie robiłam... xP

To tyle. Jak podoba się wzorek? Macie swoją idealną biel?

środa, 4 września 2013

Magiczne powiększanie i zmienianie kształtu oka, bez skalpela !

Hej !
Nie od dziś wiadomo, że w zależności jakiej kredki użyjesz, jak i gdzie możesz zmieniać kształt oraz wielkość swojego oka.
Grunt to ćwiczenia ! Polecam kupić 2 kredki do oczu na początek, ew białą i/lub ecru oraz czarną, lub czarny liner.
Znalazłam w internecie na stylowi.pl zabawę jednej dziewczyny z tymi kredkami:


Ja od dawna używałam w podobny sposób białej kredki, a ostatnio postanowiłam zakupić w MARIZIE ecru i to była udana inwestycja!
Powiększenie oka jest lepsze niż białą i bardziej do mnie pasuje. Cena nie wielka, a jest miękka i świetnie rysuje po ciele zostawiając piękny mocny i wyraźny kolor :)


A więc same widzicie, że jest różnica. Dość mała ale jest. Dlatego postanowiłam zrobić również zdjęcie podczas demakijażu jednej połowy twarzy. Różnica jest mega wielka !

A teraz mam dla Was wskazówki krok po kroku jak zrobić taki makijaż ;)

1. Jasnym matowym lub świecącym cieniem pomaluj całą powiekę aż pod brwi. Następnie zrób czarną kreskę w górnej linii rzęs z lekko odskakującym w górę zewnętrznym kącikiem. (Ja miałam kreski zrobione rano, dlatego cienia nie dociągałam do czarnego, by nie zetrzeć, ale to miejsce i tak pokryłam kredką ecru).
2. Kredką w kolorze ecru obrysuj oko. Dół oka oraz górę do miejsca rozszerzenia się kreski, czyli tam gdzie zagęszczają się rzęsy.
3.Popraw mocniej czarną kreskę, ale nie wyciągaj jej dalej niż do pierwszej grubszej rzęsy (jeśli Twoje zaczynają się już w wewnętrznym kąciku to zostaw kilka milimetrów od niego i tam zacznij czarną kreskę).
4.Weź ładny, przygaszony różowy cień, najlepiej w kolorze brudnego różu żebyś nie wyglądała jak z podbitym okiem (cień musi różnić się od kolorów występujących na Twojej twarzy). Tym cieniem zrób kreskę pod tą białą ew lekko na nią najeżdżając ale nie zamalowując linii wodnej(czyli tej której nie widać jak zamkniesz oko, chodzi o tą dolną).
5. Na koniec wytuszuj rzęsy. Górne bardzo mocno i dolne lżej ale w kierunku zewnętrznym i nie od samego wewnętrznego kącika. Te ok pół cm koło wewnętrznego kącika zostaw niepomalowane. 
Na koniec zakorektoruj wszystkie niedoskonałości i osypane cienie ;)
POWODZENIA !

A teraz obiecane porównanie:



I co Wy na to ?
Wierzycie teraz w moc tych kredek ???